Zorientowałam się, że przytyłam, przestałam się przejmować niektórymi sprawami i stałam się zdecydowanie zbyt... swobodna. Teraz odezwie się tłum kobiet, które będą przekrzykiwać się, że przy swoim mężczyźnie kobieta musi się czuć swobodnie. Okey, musi to na rusi. Trzeba znaleźć ten punkt, w którym swoboda przeradza się w bycie w jakimś stopniu wulgarnym i obrzydliwym i go nie przekraczać. W związku powinien pozostać ten aspekt tajemnicy i niewinności. Przynajmniej takie jest moje zdanie.
W każdym razie wracając do meritum - przestałam czuć się sobą. A przecież nie powinno tak być? Moim ulubionym miejscem jest teraz mój kawałek łóżka, przy moim Ukochanym, kiedy to oglądamy seriale, filmy... A zawsze chciałam robić coś więcej. Pomijając fakt, że choruję na prokrastynację w jej najznamienitszej formie to jestem osobą dość ambitną. A mój związek sprawia, że prokrastynuję wszystko jeszcze bardziej.
Teraz kiedy patrzę w lustro widzę małego pulpeta z gorszą cerą niż przed rokiem. Przestałam dbać o siebie. A przecież kobieta powinna to robić żeby czuć się dobrze w swoim ciele. Wtedy jest pewna siebie i swojej wartości. A ja to sobie odebrałam na moje własne życzenie.
Mam nadzieję, że znajdę w sobie siłę, by przerwać to błędne koło, a na tego bloga zajrzy czasem ktoś kto zmotywuje mnie do działania i ruszenia mojego tyłka sprzed laptopa. Chcę być motywacją dla samej siebie i innych.
Chcę wrócić do robienia zdjęć, pisania mojej powieści i przewodnika... I do spotkań z przyjaciółmi. Dość zamykania się w swojej skorupie.
To wszystko pięknie brzmi, ale zacząć zmiany jest naprawdę ciężko.. Na razie szukam siły.
![]() |
Na zdjęciu ja i mój Ukochany. Zdjęcie zrobione samowyzwalaczem na Zakrzówku w Krakowie. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wszystkie komentarze :)
Zapraszam do lektury i śledzenia :)
Weryfikacja obrazkowa wyłączona.